camino

camino

niedziela, 9 marca 2014

Marcowanie


   W ostatnich dwóch dniach lutego oddelegowano mnie na szkolenie.
Na dzień przed wyjazdem w godzinach popołudniowych raczono mnie poinformować, że miejscem oddelegowania jest... Warszawa.
Bożesztymój!
Poza tym, że raz w życiu miałem tylko przesiadkę na Wschodniej (jadąc z Miśkiem do Mikołajek) nigdy nie stąpałem ulicami stolicy.
Postanowiłem, że przy tak spontanicznej wiadomości należy podjąć równie spontaniczną decyzję.
Napisałem sms do Sansi`ego.
Opisałem plany na najbliższe dni i zapytałem o spotkanie.
Po chwili już wiedziałem, że tak oto poznam kolejnego Bloggera :)
Jako, że kompletnie brak mi orientacji w tamtejszym terenie, wyciągnął pomocną dłoń i nazajutrz kilka chwil po trzynastej czekał już na mnie na Centralnym.
Tak jak sobie wyobrażałem...
...Ajs, to bardzo miły chłopak, z którym spędziłem popołudniowy czas przy kawie i rozmowach o życiu.
Wiadomo praca, dom, plany, marzenia,...
Lubię ludzi, z którymi dobrze rozmawia się na każdy temat.
Mam nadzieję, że kolejne spotkanie to tylko kwestia niedługiego czasu :)
Przy okazji na łamach mego bloga dziękuję Ci raz jeszcze za spotkanie i miło spędzony czas :)
   Ogólnie czas szkoleniowy minął mi bardzo fajnie poza błądzeniem w pierwszy wieczór i szukaniem miejsca zakwaterowania :)
Odludzie totalne. Dobrze, że z pomocą przyszedł mi Hany i przez neta kierował mną jak postacią z gry komputerowej :)
Dziękuję Ci Bejbe :* 
Zdobyłem jak zawsze nowe doświadczenia i poznałem nowych ludzi.
Bardzo sympatyczna Aga ze Śląska, z którą wracałem zachwyciła się moimi wakacyjnymi planami związanymi z Camino.
Powiedziała, że jak tylko dotrze do domu, to będzie o tym czytała.
   Pozostając w wakacyjnym klimacie, to od trzech dni solidnie realizuję plan przygotowawczy do wędrówki.
Codziennie szybkim tempem przechodzę 10 km.
Towarzyszy mi koleżanka z bloku.
Mimo, że chodziliśmy do tego samego liceum, to przez te 3 dni więcej się nagadaliśmy niż przez cztery lata szkoły średniej :)
Wcześniej chodziliśmy krótsze dystanse i w wolniejszym tempie, bo towarzyszył nam mój Dedi.
Swoją drogą też zaczął dbać o swoją kondycję i poza spacerkami z Panią L chodzi rano z sąsiadką na godzinny spacer.
Wieczorne z nami odpuścił od czwartku, bo uznał, że to za dużo :)
Śmiejemy się z Bożeną, że realizując dzienny plan, po 100 dniach (tzw. studniówce :P) będziemy mieli w nogach 1000 km, a więc tyle ile będę musiał przejść w czasie trzykrotnie krótszym :)
Damy radę!
Musimy, choćby nie wiem co.
   Wczoraj też jak mało kiedy udały mi się zakupy.
Mogę je określić mianem zakupów pod szyldem 4F :P
Kupiłem sobie 2 wiatroszczelne i wodoodporne kurtki oraz koszulkę trekkingową z długim rękawem.
Tacie zaś bardziej uniwersalną niż sportową kurtkę oraz bluzę z kapturem :)
Zostały mi jeszcze dwie pilnie poszukiwane rzeczy: plecak i spodnie technicznie dobre jak i kurtki ale z odpinanymi nogawkami.
Węszę, szukam, lukam... 
   Wiosna chyba domowi się na dobre.
Jest już tak ładnie za oknem.
Czas wysiać maciejkę :)

chcice, chętki i ochoty?
- powąchać tulipana  :D

Natchniony wiosennym nastrojem pozdrawiam wszystkich :)


iloveyou Bejbe :*:*:*



1 komentarz:

  1. zapomniałeś w poście umieścić ochy i achy nad Sansim, jakie mówiłeś do mnie zdając relację ze spotkania:)
    mega mobilizacji nordikłokingowej gratuluję i dalszego entuzjazmu zyczę!!

    Kocham Cię Miśku:*

    OdpowiedzUsuń