camino

camino

piątek, 17 sierpnia 2012

Hooray hooray!!

... it`s a holi holiday :)
Przeminęły ostatnie dni jak i cały rok.
Znów radosna pora nastała, by zabrać swą walizę i wyruszyć w urokliwy zakątek Polski- w góry.
Czas rozpocząć dwutygodniowe wakacje.
Tak upragnione i tak wyczekiwane.
Oby nam Niebo błogosławiło i każdego dnia zsyłało słonko, radość i zdrowie.
Do zobaczenia we wrześniu.
Bywojcie zdrów.
Heeej!

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Ostatni tydzień

i to nie cały, tylko ten roboczy :P
W zasadzie nawet ten nie będzie kompletny, bo w jego połowie wypada święto :)
... i mi się to podoba :D
Jeszcze tak mało zwykłej codziennej udręki.
Od dziś słonko i mam nadzieję, że na długo, choć prognozy ostatniego tygodnia sierpnia nie są ciekawe.
Pozostaje jednak pocieszenie, że to tylko prognozy.
   Ostatni tydzień przed wakacyjnym urlopem, to dla mnie (jak wiadomo nie od dziś) okres wzmożonych prac.
I tak z nastaniem poniedziałku organizuję się.
Rozpocząłem od finansów, a właściwie od ich niechętnego ulokowania na kontach bankowych, wszak rachunki opłacić trzeba.
Pranie załączone i niebawem o organizowaniu się do obozu trzeba myśleć, choć o tym to wolę już nie myśleć, chyba zastosuję powiedzenie jednej z pseudo-kierowniczek, która najczęściej powtarza: "pierdol to" :D
Tak najwygodniej i najzdrowiej dla nerwów :P
Waliza już w domu, obuw trekkingowy wyszykowany na zdobywanie szczytów (nie wszystkie szczyty też trzeba zdobywać w obuwiu :P).
Z dnia na dzień rzeczy będzie przybywało. Te zaś najpierw pod żelazko, a potem poukładane będą piętrzyły się do włożenia w walizę.
Och jak ja lubię ten czas!!
A i przebój wakacyjny już też mam :)
Oto łon: 
Heej!!

Buziaczki Hany :*:*:*

sobota, 11 sierpnia 2012

Gdzie jest słonko kiedy śpi...

... czy wilk zawsze bywa zły? :P
 
   Pochłodniało.
Niestety zamiast zaawansowanego lata mamy początki jesieni i to tej w przykrym wydaniu.
Całą noc ulewny deszcz bębnił po parapecie.
Szary i zimny zaś poranek, powodował, że plany mego bardzo szybkiego rozpoczęcia dnia przeciągnęły się do 7:30.
No ale to też wczesna pora.
Wymarsz na zakupy, potem śniadanie i kawa.
Załączyłem też pranie, którego już nie zdążyłem rozwiesić na suszarce, bo trzeba było galopować na dyżur do pracy.
Na szczęście poszło sprawnie i po godzinie z hakiem byłem ponownie w domu :)
Pranie rozwiesiłem (myślałem, że dziś przynajmniej dwa sorty zrobię, ale przy takiej pogodzie trzeba zrezygnować z planów, bo proces suszenia przebiega miernie).
Czekam, aż szpinak mi się całkowicie rozmrozi, by posadzić na nim jajka (jakie pyyyszne zdanie mi wyszło :P).
Za tydzień o tej porze będziemy zmierzać "Janosikiem" w góry.
Jak to miło, że tylko tydzień, choć to będzie długi tydzień, a zarazem pełen pracy.
W pracy chaos po dziesiątym, a i w domu roboczo będzie, jak zawsze przed moim dłuższym urlopem.
No ale przywykłem już do tego.
Mam nadzieję, że Niebiosa uśmiechną się do nas znowu słońce ukazując na oba turnusy :)
Bądź co bądź, radośnie będzie i tak :)
Pogody ducha i radości na te dzisiejsze szarości.
Kocham Cię Hany :*:*:* 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Przedurlopowe wyczekiwania

   Zbyt krótkie są przedpołudnia.
Zbyt szybko przemijają mi godziny do dwunastej.
Za długo ciągnie się czas w pracy i za szybko przemijają olimpijskie wieczory.
Praktycznie wydaje mi się, że wstaję po to by iść do obozu i wracam z niego po to, by się przespać, by po nocy znów można było wstać i do niego iść!
Nie wiem czy sprawia to zbliżający się urlop, czy coraz bardziej pogłębia się monotonia dnia...
Bądź co bądź, urlopu mi trzeba i czekam go z WIELKIM utęsknieniem.
   Miesiąc na bezchlebiu z codziennymi czwiczeniami (jak mawia pewien redaktor) pomógł mi osiągnąć wymarzony stan ciała, a przez to i ducha :P
   Robotnicy od tygodnia "walczą" na rusztowaniach z balkonami w moim pionie blokowo- klatkowym.
Głośno mam do południa.
Szlifierki, wiertary, trzaskania blach...
Całość nie okraszona chociażby jednym miłym osobnikiem :P
W międzyczasie (od postu do postu) kompletuję zawartość walizy urlopowej, bo listę rzeczy niezbędnych mam już zrychtowaną od niedzieli. Zawsze robię ją w niedzielne przedpołudnie na dwa tygodnie przed wyjazdem (kiedy po mszy i po śniadaniu sączę sobie kawę).
Wyjmuję wtedy z segregatora listy z lat ubiegłych i jak przystało na sentymenciarza, czytam, co ja tam wtedy nabazgrałem.
"Pozdrowiłem" sam siebie, kiedy w niedzielę zobaczyłem listę z roku 2010!
Kto to widział brać na 2 tygodnie 3 pary jeansów, 4 koszule i wiele jeszcze zbędnych rzeczy.
Ja teraz zastanawiam się czy w ogóle pakować jeansy?
W koszulach na co dzień nie chodzę, więc wolę większą ilość tiszertów.
No ale przynajmniej śmiesznie mi było, kiedy to czytałem.
Wspomnę jeszcze jak w głos się uśmiałem kiedy czytałem zapiski z wydarzeń sprzed dwóch lat...
Cóż za pilność, by odnotowywać każdą ważną, czy też śmieszną sytuację.
   Po upałach nastąpiła pora późno-letnia, albo wczesnojesienna. Mam nadzieję, że prognozy jakie zapowiadają na przyszły tydzień obrócą się w pył i że jakiś miły zwrotnikowy prąd przyniesie nam stamford- pogodę godną lata.
A teraz do znanego na oślep cyklu dnia!
Jeszcze 9 dni.
Tylko 9 dni :)
Buziaczki Hany :*:*:*