Sporo czasu już minęło od mego ostatniego wpisu.
Trochę zaniedbałem sferę blogową, ale to nie nastąpiło tak "od niechcenia".
Moje życie przez ostatnie dwa tygodnie, to ciągła bieganina i wyścig z czasem.
Zastanawiam się dlaczego tak często ogarnia mnie "stres" związany z jego brakiem.
Tyle czynności wykonuję, a wydaje mi się, że nieustannie stoję w miejscu. Jak kompletna niedorajda.
Wcześniej była praca i dom w znaczeniu azyl, odpoczynek, relaks.
Teraz jest praca (tu zawsze jest kołowrotek) i dom, ale w znaczeniu "druga praca".
Stało się tak na skutek dokuczliwego bólu nogi u Tatusia.
"Spadek" przydzielił mi wiele obowiązków. W związku z tym, że jestem jedynym "spadkobiercą" otrzymałem wszystko.
WSZYSTKO.
Mój dom stał się dla mnie drugim etatem. Nie, że się skarżę.
Wiem, że tak musi być. Czasami brak mi siły i w moje myśli płyną smutki i żale, a serce cicho kwili.
Jest mi ciężko, ale wiem że muszę dać radę. Musze to przetrwać. Ciężkie chwile są po to przecież, by po nich nastąpiły te dobre i radosne.
Gdy wracam z pracy do domu, to nie wiem, czy najpierw wyjść z Panią L na spacer, czy zabrać się za robienie obiadu. Dylemat właściwego zagospodarowania czasu.
Nie pójdę z L. to będzie jej się powiększał pęcherz moczowy, a to jest niezdrowe.
Nie zacznę robić obiadu, Tato będzie dłużej na niego czekał, a co za tym idzie- narastające uczucie głodu.
Normalna reakcja żywego organizmu moich dwóch Domowników- Dwunoga i Czworonoga. Siebie już nawet nie liczę.
Po rozwiązaniu sprawy fizjologicznej i kulinarnej jest wyciszenie.
Krótki poobiedni odpoczynek.
Potem zmywanie naczyń. Wszystko na pełnych obrotach.
Czasami nawet nie chce mi się włączać laptopa by cokolwiek sprawdzić.
Nawet na gadu z Hanym nie przesiaduję tyle co zwykle.
Na podwieczorek serwuję jakąś herbatkę i ciastka. Towarzyszę trochę Tacie, bo przecież pół dnia mnie z Nim nie ma. Potem znowu spacer z L, jej mycie i szykowanie kolacji.
Następnie podawanie lekarstw, ścielenie łóżka i masaż Taty (przydałby się kurs u Męża).
Sobą zajmuję się na końcu. Najczęściej jest koło 22-ej. Wtedy też wiem, że czeka mnie najprzyjemniejsza chwila dnia. Moja chwila- rozmowa z Kochanym.
Tak oto radośnie wieńczę dzień i ładuję siły na zmagania z kolejnym.
Myśl, że mam wsparcie w Mężu i Jego Rodzinie jest bardzo budująca i nie prowadzi do załamań. Dziękuję Wam za to :*
Pochwalę się, że Mój Ukochany, który słynie z obdarowywania mnie Miłością i prezentami, podarował mi na piątą rocznicę naszego związku (która za niecały miesiąc), kuchennego robota!
Wie ile czasu spędzam w kuchni i chciał temu zaradzić. Dzięki Niemu będę teraz szybciej piekł ciasta. Zwłaszcza w święta, kiedy przyjdzie maraton kuchenny.
Dziś też spotkała mnie przemiła niespodzianka.
Otrzymałem przesyłkę.
Po piśmie na kopercie oceniłem, że to od Dziewczyn. Ale co to może być?
W poniedziałek są moje/ nasze imieniny i Kitty z Sarą podarowały mi wielki promyk radości.
Oboje z Mężem nie obchodzimy imienin, ale niespodziewany prezent ucieszył mnie podwójnie. Zachowanie jak u dziecka, ale przecież wielką zaletą jest posiadać jakieś pierwiastki dziecka w dorosłym życiu.
Poza ślicznymi karteczkami i życzeniami dostałem czerwone bokserki z optymistycznym planem dnia (dość w temacie :P), który głosi następujące trzy etapy: wstać, zjeść, iść spać.
Super!
Dostałem także piękny książeczkowy kalendarz z sentencjami na każdy dzień pt.: "Słońce na cały rok".
Po przekartkowaniu zrobiło mi się cieplej z optymistycznych myśli jakie zeń płyną.
Niech zwieńczeniem posta będą słowa z tylnej części twardej oprawy:
"Czyż nie byłoby to piękne,
gdyby każdego dnia świeciło słońce?
Gdyby szczęście i dobry humor
dopisywały nam co dnia?
Jeśli zawarte w tej książeczce
promyki myśli trafią do ciebie,
będę z tego bardzo rad"
Gerald Drews & Dziewczęta i s-ka
hmmmm...to se koledzy blogowicze pomyślą o mnie...kupiłem Ci robot do kuchni na rocznicę. Ale zapewniam, że to nie jest główny prezent, raczej dodatek do prezentu:)) a moja Kitty i Sara to dobre dziewczyny są. Po prostu.
OdpowiedzUsuńLiczyłem, że przyodziejesz te bokserki i fotkę zamieścisz na blogu. A tu taki klops:)
Kocham Cię Luka:*
Niech sobie myślą :)
OdpowiedzUsuńCo do Kitty i Sary to są to prawdziwe Siostry Miłosierdzia. A co do bokserek, to tak jak wspominałem Ci w sms-ie :)
No i lubię jak mi piszesz Luka :)
Kocham Cię too :*
no to masz napięty grafik, ale czasami to dobrze :) a robot kuchenny to całkiem fajny prezent, więc yomosa nie marudź, warto się nim pochwalić ;)
OdpowiedzUsuńsansi, dzięki, też uważam podobnie jeśli chodzi o robota :)
OdpowiedzUsuńCały czas mnie jedno w was zachwyca (to znaczy nie tylko jedno ale jedno stale ;p)a mianowicie to, że bez względu na to jak by sie u Was nie działo to zawsze piszecie o sobie z takim WIELKIM UCZUCIEM. Pięknie :*
OdpowiedzUsuńA teraz w temacie posta: masz rację, te ciężkie dla Ciebie chwile, związane ze zmęczeniem nadmiarem obowiązków są tylko i wyłącznie po to żeby mogło być później tylko lepiej, czego Ci życzę :)
I również się zgodzę, że robot to fajny prezent :) Bo prezent oprócz tego, że cieszy dobrze jak jest praktyczny, a że Ty spędzasz masę czasu w kuchni to tym bardziej :)
Hekate, bo uczucie jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńGdyby nie ono, gdyby nie On, straciłbym sens życia. Niepodlewany kwiat usycha, a zwierzę bez karmy zdycha. Takie oto prawidło wyznaję, że kto nawozu Miłości w życiu dostanie raz, jest wierny temu cały czas :)
Dziękujemy Ci więc za uznanie, wszak to naszego życia sensu egzystowanie :)
aleś Miśku zarymował!! łohoho!!:))
OdpowiedzUsuńWłaśnie staram sobie wyobrazić ten GŁÓWNY prezent;)))
OdpowiedzUsuńwłaśnie właśnie główny prezent jest ciekawość wielce wzbudzający :> a i na jakiś pierwszy robotowy wypiek już w kolejkę się zapisuję :D
OdpowiedzUsuńa mimo tego całego Twego zabiegania etc. ilekroć czytam Cię zostaje we mnie pozytywne i optymistyczne wrażenie.
i widzę razem zmieniliście szablony. pan u Ciebie na samej górze - oh i ah :D
wiele sił na nadchodzące dni życzę, pozdrawiam jesienni! :))
Też się zastanawiam jaki może być główniejszy prezent od głównego :)
OdpowiedzUsuńMax, dziękuję za opinię i ocenę szablonów, a jesienny efekt pozdrowień słucham sobie cały czas :)
nie odniosłeś się do tego, że na ciasto chcę się wprosić :(
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że chodzi o kasztany a nie o cztery osiemnastki ;D
Wybacz, ja oczywiście zapraszam serdecznie. Masz jakieś ulubione ciasto? :)
OdpowiedzUsuńCo do pozdrowień muzycznych, to rzecz jasna- kasztany :P
najlepiej jakieś z czekoladą, może bakaliami. resztę pozostawiam w gestii Twej inwencji. :)
OdpowiedzUsuńjuż się bałem muzycznie o Ciebie :DD